Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo G+J
Data wydania: 2006
Liczba stron: 238
Ocena: 4/10
„Blondynka
Tao” to moje pierwsze spotkanie z twórczością znanej polskiej podróżniczki,
Beaty Pawlikowskiej. Przed przeczytaniem tej książki spotkałam się ze skrajnie
różnymi opiniami na temat tej pani. Podobnie do innych podróżników, takich jak
chociażby Wojciech Cejrowski, Pawlikowska ma zarówno zwolenników jak i
przeciwników. Byłam dość sceptycznie nastawiona do tej książki, ale
postanowiłam nie bazować na opiniach innych i chciałam sama przekonać się czy
pani Beata przekona mnie do siebie, czy wręcz przeciwnie.
W tej
konkretnej książce towarzyszymy pani Beacie Pawlikowskiej w niezwykle trudnym
rajdzie po malezyjskiej dżungli. Dzięki plastycznemu językowi, jakim posługuje
się autorka, jesteśmy w stanie momentami prawie poczuć błoto, którym przez
ciągle padający deszcz pokryci są bohaterowie książki. Dość szczegółowo zostaje
przedstawiona nam fauna i flora malezyjskiej Dżungli Dinozaurów. Wiemy, z czym
możemy się spotkać zapuszczając się w dzikie rejony dżungli. Wiemy, że gdy nie
będziemy ostrożni, możemy natknąć się na krwiożercze stada pijawek, tylko
czekające na to, by opić się naszej krwi.
Autorka nie
pominęła też swoich współtowarzyszy podróży, z którymi przyszło spędzić jej malezyjską
wyprawę. W ten sposób poznajemy polską ekipę podróżniczą: wiecznie narzekającego
na wszystko fotografa Balkona, mechanika samochodowego Romka, Konika, który
miał być odpowiedzialny za obserwacje, a także Agnieszkę i Marka
Janaszkiewiczów, polskich rajdowców. Prócz przewijających się przez całą
książkę Polaków, poznajemy też wielu obcokrajowców – całą masę podejrzanie
zachowujących się Chińczyków z kierowcą-Chrisem na czele, rudowłosą Urugwajkę
Patricię, która swoją urodą oczarowała jednego z Chińczyków, Węgra Laszla i
całą masę innych, mniej bądź bardziej ważnych postaci.
Tym, co
momentami strasznie mnie irytowało podczas czytania, było ciągłe narzekanie
polskich kolegów Pawlikowskiej. Balkon, Romek i Konik zostali przedstawieni
jako wiecznie niezadowoleni, zaciągnięci do Malezji praktycznie siłą,
pokrzywdzeni przez los i zdani na łaskę pogody i czyhających w głębi dżungli
zwierząt, gotowych w każdej chwili ich zaatakować. Denerwowało mnie to, że ci
trzej wielcy mężczyźni ukazani są jako biedni, rozhisteryzowani i nieporadni
chłopcy, podczas gdy Pawlikowska, niczym Rambo potrafiła poradzić sobie w
każdej sytuacji, znała odpowiedź na każde pytanie i doskonale radziła sobie w
dzikim świecie z jakim przyszło jej się zmierzyć. Podejście głównej bohaterki
działało mi na nerwy, ponieważ miałam wrażenie, że traktuje swoich towarzyszy z
góry przez to, że zwiedziła duży kawałek świata i widziała znacznie więcej od
nich. Poza tym dodatkowo na minus uznałam fakt, że tak ich upotoczniła i
przedstawiła w niezbyt korzystnym świetle przez to, jakiego języka używają.
Ogólnie miałam wrażenie, że Pawlikowska jest pępkiem całej wyprawy, że musi być
w centrum wydarzeń i, że bez niej pozostali nie dotrą do celu wyprawy, bo to
ona jest najważniejsza i tylko ona wie, jak sobie poradzić w Dżungli
Dinozaurów.
Jako plus
potraktowałam wtrącenia dotyczące różnych historycznych, religijnych czy
geograficznych odniesień. Chociaż nie było ich zbyt wiele, dzięki nim książka
zyskała w moich oczach, ponieważ nie była już jedynie czymś na wzór pamiętnika
z podróży. Czytając o Buddzie czy o
taoizmie mogłam bardziej wczuć się w sytuację, w miejsce wydarzeń. Nie czułam
się tak, że czytam jedynie suche fakty z podróży, ale wydawało mi się, że choć
trochę lepiej poznaję towarzyszący wyprawie rajdowej świat.
Zdecydowanie
autorka ma swój własny styl, który bardzo rzuca się w oczy. Niestety, nie
przypadł mi on szczególnie do gustu. Jak na książkę podróżniczą, zdecydowanie
za mało było w niej szczegółów z życia w Malezji. Wszystko było uogólnione i
przez większą część czytania miałam wrażenie, że Beata Pawlikowska skupia się
na towarzyszącym jej i jej kolegom bólu i cierpieniu związanemu z brakiem
jedzenia, brakiem czystej wody czy też ciągłym lęku przed czyhającymi na nich
krwiożerczymi pijawkami, tygrysami i innymi dzikimi zwierzętami.
Książka, moim
zdaniem, nie jest zbyt dobra i na pewno nie powinni opierać się na niej ludzie,
którzy planują podróż do malezyjskiej dżungli. Napisana lekkim językiem, czyta
się ją w mig, ale niestety, nie jest to książka, która pozostaje długo w
pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz