czwartek, 27 czerwca 2013

Blondynka Tao. Rajd samochodami przez dżunglę w Malezji - Beata Pawlikowska

Tytuł: Blondynka Tao. Rajd samochodami przez dżunglę w Malezji
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo G+J
Data wydania: 2006
Liczba stron: 238
Ocena: 4/10



„Blondynka Tao” to moje pierwsze spotkanie z twórczością znanej polskiej podróżniczki, Beaty Pawlikowskiej. Przed przeczytaniem tej książki spotkałam się ze skrajnie różnymi opiniami na temat tej pani. Podobnie do innych podróżników, takich jak chociażby Wojciech Cejrowski, Pawlikowska ma zarówno zwolenników jak i przeciwników. Byłam dość sceptycznie nastawiona do tej książki, ale postanowiłam nie bazować na opiniach innych i chciałam sama przekonać się czy pani Beata przekona mnie do siebie, czy wręcz przeciwnie.

W tej konkretnej książce towarzyszymy pani Beacie Pawlikowskiej w niezwykle trudnym rajdzie po malezyjskiej dżungli. Dzięki plastycznemu językowi, jakim posługuje się autorka, jesteśmy w stanie momentami prawie poczuć błoto, którym przez ciągle padający deszcz pokryci są bohaterowie książki. Dość szczegółowo zostaje przedstawiona nam fauna i flora malezyjskiej Dżungli Dinozaurów. Wiemy, z czym możemy się spotkać zapuszczając się w dzikie rejony dżungli. Wiemy, że gdy nie będziemy ostrożni, możemy natknąć się na krwiożercze stada pijawek, tylko czekające na to, by opić się naszej krwi.

Autorka nie pominęła też swoich współtowarzyszy podróży, z którymi przyszło spędzić jej malezyjską wyprawę. W ten sposób poznajemy polską ekipę podróżniczą: wiecznie narzekającego na wszystko fotografa Balkona, mechanika samochodowego Romka, Konika, który miał być odpowiedzialny za obserwacje, a także Agnieszkę i Marka Janaszkiewiczów, polskich rajdowców. Prócz przewijających się przez całą książkę Polaków, poznajemy też wielu obcokrajowców – całą masę podejrzanie zachowujących się Chińczyków z kierowcą-Chrisem na czele, rudowłosą Urugwajkę Patricię, która swoją urodą oczarowała jednego z Chińczyków, Węgra Laszla i całą masę innych, mniej bądź bardziej ważnych postaci.

Tym, co momentami strasznie mnie irytowało podczas czytania, było ciągłe narzekanie polskich kolegów Pawlikowskiej. Balkon, Romek i Konik zostali przedstawieni jako wiecznie niezadowoleni, zaciągnięci do Malezji praktycznie siłą, pokrzywdzeni przez los i zdani na łaskę pogody i czyhających w głębi dżungli zwierząt, gotowych w każdej chwili ich zaatakować. Denerwowało mnie to, że ci trzej wielcy mężczyźni ukazani są jako biedni, rozhisteryzowani i nieporadni chłopcy, podczas gdy Pawlikowska, niczym Rambo potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji, znała odpowiedź na każde pytanie i doskonale radziła sobie w dzikim świecie z jakim przyszło jej się zmierzyć. Podejście głównej bohaterki działało mi na nerwy, ponieważ miałam wrażenie, że traktuje swoich towarzyszy z góry przez to, że zwiedziła duży kawałek świata i widziała znacznie więcej od nich. Poza tym dodatkowo na minus uznałam fakt, że tak ich upotoczniła i przedstawiła w niezbyt korzystnym świetle przez to, jakiego języka używają. Ogólnie miałam wrażenie, że Pawlikowska jest pępkiem całej wyprawy, że musi być w centrum wydarzeń i, że bez niej pozostali nie dotrą do celu wyprawy, bo to ona jest najważniejsza i tylko ona wie, jak sobie poradzić w Dżungli Dinozaurów.

Jako plus potraktowałam wtrącenia dotyczące różnych historycznych, religijnych czy geograficznych odniesień. Chociaż nie było ich zbyt wiele, dzięki nim książka zyskała w moich oczach, ponieważ nie była już jedynie czymś na wzór pamiętnika z podróży.  Czytając o Buddzie czy o taoizmie mogłam bardziej wczuć się w sytuację, w miejsce wydarzeń. Nie czułam się tak, że czytam jedynie suche fakty z podróży, ale wydawało mi się, że choć trochę lepiej poznaję towarzyszący wyprawie rajdowej świat.

Zdecydowanie autorka ma swój własny styl, który bardzo rzuca się w oczy. Niestety, nie przypadł mi on szczególnie do gustu. Jak na książkę podróżniczą, zdecydowanie za mało było w niej szczegółów z życia w Malezji. Wszystko było uogólnione i przez większą część czytania miałam wrażenie, że Beata Pawlikowska skupia się na towarzyszącym jej i jej kolegom bólu i cierpieniu związanemu z brakiem jedzenia, brakiem czystej wody czy też ciągłym lęku przed czyhającymi na nich krwiożerczymi pijawkami, tygrysami i innymi dzikimi zwierzętami.

Książka, moim zdaniem, nie jest zbyt dobra i na pewno nie powinni opierać się na niej ludzie, którzy planują podróż do malezyjskiej dżungli. Napisana lekkim językiem, czyta się ją w mig, ale niestety, nie jest to książka, która pozostaje długo w pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz