wtorek, 23 lipca 2013

Krucha jak lód - Jodi Picoult



Tytuł: Krucha jak lód
Tytuł oryginału: Handle with Care
Autor: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: maj 2010
Liczba stron: 616
Ocena: 7/10





Niezapomniana opowieść o tym, jak kruche jest życie oraz do czego może posunąć się człowiek, kiedy chce je chronić.

Rodzice oczekujący narodzin dziecka mają tylko jedno życzenie: żeby było zdrowe. Nie musi być idealne. Charlotte i Sean O'Keefe - małżeństwo z kilkuletnim stażem - także wybraliby zdrowie dla swojego dziecka. Niestety, kiedy na świat przychodzi ich młodsza córka Willow, okazuje się, że cierpi na rzadką chorobę genetyczną objawiającą się niezwykłą łamliwością kości. Ich życie staje się pasmem bezsennych nocy, rosnących długów, współczujących spojrzeń innych rodziców i, co może najgorsze, nieustannego rozpamiętywania: co by było gdyby? Gdyby o chorobie Willow było wiadomo odpowiednio wcześnie? Gdyby urodziła się zdrowa?

Ciążę Charlotte prowadziła jej najlepsza przyjaciółka - Piper. Po jednym z niewinnych upadków Willow, który kończy się złamaniem obu kości udowych, Charlotte i Sean szukają pomocy u prawnika. Ten doradza im wytoczenie Piper procesu o błąd w sztuce lekarskiej... Wygranie sprawy gwarantowałoby rodzinie odszkodowanie, a co za tym idzie, lepszą opiekę nad córką. Jest tylko jedno ale - matka musi przyznać, że usunęłaby ciążę, gdyby wiedziała o chorobie córki. Czy zdecyduje się na taki krok? Jak wiele poświęci z miłości do dziecka?

Głęboko poruszająca powieść Jodi Picoult ukazuje rodzinę żyjącą z nieprawdopodobnym ciężarem, walkę o utrzymanie rodzinnych więzi oraz potężną siłę miłości.


Przepełniona bólem i cierpieniem opowieść. O dziecku, które może złamać sobie kość (i to z przemieszczeniem) w tak naprawdę każdej sytuacji i które spędziło mnóstwo czasu w gipsie typu żabka. O matce, która za cenę ogromnego odszkodowania jest w stanie pozwać do sądu najlepszą (i jedyną) przyjaciółkę, poświęcić małżeństwo i kłamać (choć nie do końca można nazwać to kłamstwem) przed sądem, twierdząc, że gdyby od początku wiedziała, że urodzi chore dziecko, poddałaby się aborcji. O ojcu, który nie może pogodzić się z decyzją żony i do którego dopiero zaczyna docierać fakt, jak wiele stracił spędzając całe dnie w pracy, a nie przy córkach. O nastolatce, która usilnie próbuje zwrócić na siebie uwagę kogokolwiek, która potrzebuje pomocy i wsparcia, która nie chce już dłużej być niewidzialna. O położnej, która za sprawą najlepszej przyjaciółki straciła zapał do pracy i szuka pocieszenia w pracach remontowych.

Mogłabym tak pisać w nieskończoność. Ta książka jest tak wielowątkowa, momentami strasznie trudna i skłaniająca do postawienia sobie wielu kłopotliwych pytań. Co zrobiłabyś, gdybyś będąc w ciąży dowiedziała się, że urodzisz dziecko chorujące na nieuleczalną chorobę, która uniemożliwi mu normalne funkcjonowanie? Czy poddałabyś się aborcji tylko dlatego, że dziecko nie spełnia jakichś twoich wymagań? Czy miałabyś serce przed sądem i własnym dzieckiem zeznać, że gdybyś wiedziała o jego chorobie, zdecydowałabyś się na usunięcie ciąży? 


"Rodzina nigdy nie jest taka, jakiej pragniemy. Wszyscy marzymy o tym, co niemożliwe: idealnym dziecku, kochającym mężu, o matce, która kiedyś nie chciała nas zatrzymać. Żyjemy w dużych domkach dla lalek, kompletnie nieświadomi tego, że w każdej chwili może pojawić się wielka dłoń i zmienić wszystko, co nas otacza, wszystko, do czego jesteśmy tak przywiązani."


Charlotte. Matka i męczennica. Zdecydowanie znajduje się w czołówce moich najbardziej znienawidzonych postaci. Chciała (rzekomo) dobrze, wyszło inaczej. Nie potrafiła postawić się w sytuacji córki, wydawało jej się, że jest za mała by cokolwiek z tego wszystkiego zrozumieć. Wmawiała jej, że to, co będzie zeznawać w sądzie jest po prostu kłamstwem, dzięki któremu zdobędą fundusze na dalsze leczenie dziewczynki. Tyle, że to nie było kłamstwo, a najszczersza prawda, do której nie potrafiła się przyznać. Nie liczyła się z uczuciami męża, przyjaciółki, własnych dzieci. Teoretycznie działała w dobrej wierze, ale nie przyjmowała do wiadomości, że ktoś może mieć inne zdanie niż ona. I to ją w moich oczach zgubiło.

Sean. Facet ideał. Owszem, zaharowywał się na śmierć, a przez to wiele stracił w oczach córek. Jednak on, w przeciwieństwie do żony naprawdę się o nie troszczył. Obchodziło go to, co one czują, co je bawi, a co smuci. Chciał być ich najlepszym przyjacielem.

Amelia. Starsza siostra Willow. Przez chorobę siostry cierpi także ona. Nie może w pełni cieszyć się życiem tak jak jej rówieśnicy, nie może nigdzie wyjeżdżać, ponieważ przez wszystkie wydatki na Willow, jej rodzina nie ma pieniędzy na wszelkie inne zachcianki. Ma wrażenie, że rodzice jej nie dostrzegają i popada w bulimię. 

Willow. Od urodzenia choruje na niezwykle ciężką łamliwość kości. Jeszcze przed narodzinami miała kilka złamań. Mimo wszystko, dziewczynka nie użala się nad sobą i czerpie z życia pełnymi garściami. Zna całe mnóstwo ciekawostek, którymi sypie jak z rękawa. Zdaje się, że mimo że jest najmłodsza, to właśnie ona rozumie z całej tej sytuacji najwięcej.


"Kiedy chronisz ukochaną osobę przed cierpieniem - zarówno gdy już cierpi, jak i kiedy dopiero ma cierpieć - to jak to nazwać: morderstwem czy miłosierdziem?"

W tej historii praktycznie wszystko jest nie tak. Nie ma tu ani grama z tego, co w naszym mniemaniu może uchodzić za typowy przykład "normalnej rodziny". Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że problem u Amelii nie został zauważony przez rodziców, a przez kogoś zupełnie obcego, spoza rodziny. Kogoś, kto właściwie nie musiał się wtrącać i kogo nie powinno interesować, co dzieje się w tej czy innej rodzinie.

"Każdy człowiek chce być kochanym. To pragnienie popycha nas do najgorszego."


Uwielbiam Jodi Picoult. Co prawda dużo czasu zajmuje mi doczytanie jej książek do końca, ponieważ kosztuje mnie to wiele emocji, ale gdy już zamykam na dobre którąś z jej historii, mam w głowie i sercu totalną pustkę. Tak samo było tym razem. Po przeczytaniu ostatniego zdania dosłownie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Po pierwsze - nie takiego zakończenia się spodziewałam. Po drugie - musiałam dać upust emocjom, które kumulowały się we mnie przez ponad 600 stron. Nieczęsto zdarza mi się trafić na takiego autora, który jest w stanie aż tak mnie poruszyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz