środa, 3 lipca 2013

Igrzyska Śmierci - Suzanne Collins

Tytuł: Igrzyska Śmierci
Tom: #1
Autor: Suzanne Collins
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 21.03.2012
Liczba stron: 352
Ocena: 9/10





O Igrzyskach Śmierci słyszał chyba każdy. W większości zapewne za sprawą filmu, który w kinach cieszył się bardzo dużą popularnością. Ja - jak to ja - uniknęłam tego całego "bumu" i oczywiście filmu nie widziałam, a do zapoznania się z książkową wersją też mi się jakoś niespecjalnie spieszyło. W końcu jednak zdecydowałam, że przyszła pora na zapoznanie się z tym hitem. I co? Żałuję, że tak późno się wzięłam za czytanie tej serii.

Świat składający się z dwunastu dystryktów, którymi rządzi Kapitol. Im dalszy numer dystryktu, tym biedniejsza i słabiej zaopatrzona ludność. Katniss, główna bohaterka książki pochodzi z Dwunastego Dystryktu, a więc wychowała się w skrajnej biedzie. Można powiedzieć, że jest głową rodziny, ponieważ odkąd jej ojciec-górnik zginął, to ona zajmuje się zapewnianiem matce i młodszej siostrze pożywienia. Katniss to niewątpliwie silna dziewczyna. Umie polować, nie daje sobie w kaszę dmuchać, zdaje sobie sprawę ze zła, za które odpowiada Kapitol. Ma dobre serce - aby uchronić młodszą, zaledwie dwunastoletnią siostrę przed wzięciem udziału w krwawych, Głodowych Igrzyskach, sama zgłasza się jako ochotniczka, by wziąć w nich udział.

Mimo mojej początkowej sympatii do niej, im dalej czytałam, tym bardziej zaczynała mnie irytować. Strasznie działało mi na nerwy jej feministyczne podejście do życia, przedmiotowe traktowanie Peety i ogólne samouwielbienie. Zawsze denerwowały mnie takie bohaterki, które uważają, że same sobie ze wszystkim najlepiej poradzą, same wszystko zrobią, same wszystko potrafią, a wszyscy inni nic nie wiedzą i do niczego się nie nadają. Takim Zosiom Samosiom mówię stanowcze nie. Oczywiście rozumiem, znalazła się w ciężkiej sytuacji - zamknięta na arenie razem z dwudziestoma trzema innymi osobami, których zadaniem jest powybijanie się nawzajem w pień.

Najbardziej podobały mi się postacie Rue i Liszki. Jakoś tak ze wszystkich trybutów, to one dwie przypadły mi najbardziej do gustu. Peety było mi szkoda, chociaż jakoś pod koniec zrobił się trochę ciapowaty. Cato, na początku wielki, silny mięśniak, a potem nieporadny chłopiec. Katniss - od początku do końca wielka wojowniczka.

Sam pomysł autorki na zorganizowanie takich Głodowych Igrzysk strasznie przypomina mi "Wielki Marsz" Stephena Kinga. Już po przeczytaniu kilku recenzji nasunęła mi się taka myśl, a im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej wydawało mi się, że King był w jakimś stopniu inspiracją dla pani Collins. Co prawda tam nie walczyli ze sobą w pełnym tego słowa znaczeniu, jednak obie sytuacje powodowały, że uczestnicy wariowali, tracili zmysły i byli wycieńczeni zarówno psychicznie jak i fizycznie.

Igrzyska Śmierci, mimo swoich minusów bardzo mi się podobały. Czyta się je strasznie szybko i łatwo, gdyż język jest przystępny i typowo młodzieżowy. Zachęcam do przeczytania zarówno tych, którzy ekranizację już widzieli, jak i tych, którzy jeszcze nie mieli okazji się z nią zapoznać. Ze swojej strony powiem jeszcze, że książka zdecydowanie lepsza. W filmie dużo rzeczy pominęli, a także sporo poprzeinaczali.

W skład serii wchodzą:
Igrzyska śmierci || Pierścień w Ogniu || Kosogłos

1 komentarz: